background image
„Na Spiszu” nr 3 (64) 2007 r.
44
Były to zajęcia tylko dla śmiałków góralskiej społeczno-
ści i raczej nie były powszechne. Przyczyna zjawiska tkwiła
w biedzie. To ona pchała do łatwiejszego pozyskania źródeł
utrzymania rodziny. Zarówno zbójnicy jak i kłusownicy byli
ścigani przez właścicieli ziemskich oraz ich urzędników. Na
słynnych zbójników nasyłano odziały wojskowe, często posu-
wano się do postępu i zdrady. Najsłynniejszym zbójnikiem był
Janosik. Jego sława w Polsce, a wręcz przywłaszczenie przez
górali polskich, wynikała z przywiązania do wolności i ma-
rzeń ludu polskiego. Wg węgierskich i niemieckich panów zbój
i złoczyńca Janosik nie zasługiwał na pamięć. Dlatego legen-
da o Janosiku była na Słowacji tłumiona. Przypomniano go
dopiero w okresie wzrastających słowackich aspiracji naro-
dowych. W Polsce legenda
ta trafiła jednak od razu
na podatny grunt, rozwija-
ła się przez lata i żyje na-
wet do dziś w różnych for-
mach tzw. „nieposłuszeń-
stwa społecznego”. Chwa-
lenie się tradycjami zbój-
nickimi jako formą zwy-
cięstwa nad zniewoleniem
bywa czasem niezrozumia-
łe dla gości z głębi Polski,
a już na pewno za granicą.
Tam nie znają historii na-
szego narodu, a co dopiero
niuansów związanych ze
zbójnicką sławą. Dlatego kiedyś zapytano delegację polskich
górali wprost: „czy więc u was jest mafia ?”
Wydawałoby się, że wylęgarnią zbójników było Podha-
le. Prawdą jest, że proceder ten rozwijał się w różnych miej-
scach Karpat. Podobnie było z kłusownictwem, wielu górali
traktowało „poluwacke” jako sposób na życie. Najsłynniej-
szym spiskim „poluwacym” był Jan Budz z Jurgowa zwany
też Łysym Jónkiym. Jego wyczyny są wspominane co roku,
kiedy odbywa się letni festyn pod nazwą Dzień Polowaca.
Nie pora, aby o tym szczegółowo pisać, ale opowiadano też
o mieszkańcach Czarnej Góry, którzy robili wypady po woły
na Liptów. Wbrew pozorom to nie tak daleko, gdyż na powro-
zach wciągano je przez góry celem przedostania się do Doli-
ny Pięciu Stawów Polskich. Liczne też są przypadki działal-
ności przemytniczej. Spiscy przemytnicy zapuszczali się na-
wet na Orawę. Co ciekawe bardzo bliska była współpraca
z „bracią” podhalańską w tym zakresie. Honor i koleżeństwo
procentowało dobrze, gdy miało się kompanów po słowac-
kiej stronie. Najlepiej w Jaworzynie, Zorze, Lendaku, Ostur-
ni lub Frankowej. A że mieszkali tam górale mówią tą samą
gwarą, to o „przymierze” w tych transgranicznych interesach
nie było trudno.
Jeśli głębiej wejrzeć w naturę góralską, to można zauwa-
żyć ogromy pociąg do obchodzenia prawa i do ryzykownych
przedsięwzięć. Ileż musiało być odwagi, aby jechać w obce
kraje bez znajomości języka, bez pieniędzy. A historia dowo-
dzi, że górale są bardzo „mobilni”. Weźmy np. przemyt, który
za żadne skarby nikt u nas nie nazwie przestępstwem. Sława
przemytnika była nie mniej cenna jak zbójowanie i też bar-
dzo dochodowa. W okresie XX wieku, kiedy porobiono gra-
nice proceder osiągnął dużą skalę. Rozwinął się w okresie
międzywojennym. Był szczególnie niebezpieczny w czasie II
wojny światowej, gdy zarówno hitlerowcy jak i słowaccy hlin-
kowcy prowadzili z nim walkę
nie przebierając w środkach.
Dlatego były również ofia-
ry śmiertelne. Granice orane
i bronowane (skródlóne) były
szczególnie pilnowane przez
państwa socjalistyczne. Po-
mimo tego nadal przemyca-
no nie tylko towary ale też
żywe zwierzęta. Osobnym
tematem jest przemyt koni
i walka z nim na strażnicach
WOP (Kacwin-Jurgów). Tak-
że za komuny ginęli przemyt-
nicy na granicy, a sądy miały
pełne ręce roboty. Na Spiszu
rejon największego ruchu przemytniczego był dość szeroki;
mianowicie od Kacwina, przez Łapszankę, Rzepiska (rejon
Katrynioków). A że najciemniej pod latarnią, przemyt miał
miejsce w Jurgowie, na Łysej Polanie, a także przez góry (Ta-
try). W rejonie Pienin granicę przekraczano nawet na głębo-
kich odcinkach Dunajca z asekuracją liny. Jak chodzi o prze-
myt koni to najlepiej wspominany jest przez znawców tema-
tu okres stanu wojennego (1981). Nie wymaga to specjalne-
go tłumaczenia. Dziś przemyt wydawałoby się nie istnieje.
Ale to nieprawda. Nie zmieniła się też ukształtowana przez
wieki mentalność górala, ale to temat nadający się na dłuż-
szą rozprawę.
JBK
H U M O R
Wopista zauważył sylwetkę przemykającą przez pas
graniczny.
- Stój, bo strzelam. Stój bo strzelam, ręce do góry!
Z lasu wyłania się sylwetka chłopa z plecakiem.
- Dokąd to się obywatel wybiera?
-Teroz, to juz do rici – odpowiada przemytnik.
Ciymno nocka była, kie my na zbój pośli,
Pón Bóg scyńścio nie doł, nic my nie przinieśli.
Zbójnictwo, poluwacka i przemyt