background image
39
„Na Spiszu” nr 4 (65) 2007 r.
Pod koniec sierpnia 1939 roku
Andrzej Pluciński jako oficer rezerwy
został zmobilizowany i wyjechał do
swej jednostki (1 psp) a żona, niepew-
na jutra, przejęła kierownictwo szko-
ły. Pogłoski mówiły o wysiedlaniu
z Podhala ludzi nie będących góra-
lami. Na fali ogólnej ucieczki matka
z przyjaciółmi dojechała furką do No-
wego Targu, skąd, po kraksie spowo-
dowanej przez niemieckie auto, wszy-
scy wrócili do Zębu. Dla mej matki
rozpoczął się trudny okres – przez
dłuższy czas nie miała żadnych wia-
domości o mężu. W 1940 roku zmar-
ła mieszkająca z nią staruszka - mat-
ka. Kierownictwo szkoły objął czło-
wiek mianowany przez władze nie-
mieckie, w związku z czym musia-
ła opuścić służbowe mieszkanie. Od
jurgowskiej rodziny męża została od-
cięta granicą między okupacjami nie-
miecką a słowacką. Pierwsze wiado-
mości od męża dostała dopiero pod
koniec 1939 roku -.był wraz z inny-
mi polskimi żołnierzami internowa-
ny na Węgrzech.
Dziwnym zrządzeniem losu,
w roku 2006 przekazano mi listy pi-
sane przed 66 laty przez moją matkę
do ojca na Węgry, a następnie do ofla-
gu w Murnau, gdzie został podstępnie
wywieziony przez Niemców. Są one
swoistą kroniką czasu wojny. Mama
pisała w nich, na ile to było możliwe,
o wszystkim co w tym czasie działo
się w Zębie, na Podhalu i w Polsce.
W czasie gdy ojciec przebywał w ofla-
gu, jego rodzina starała się aby został
zwolniony i mógł powrócić do Jurgo-
wa na Spisz, czyli na tereny okupo-
wane przez sprzymierzoną z Niem-
cami Słowację. W wyniku starań zo-
stał zwolniony z oflagu z warunkiem,
że nie będzie opuszczał terenu Spisza
i ściągnie tam żonę. Wrócił więc do
Jurgowa i natychmiast starym prze-
mytniczym a w tym czasie kurier-
skim szlakiem przez rzekę Białkę
(którą biegła granica między okupa-
cjami) przyszedł do Zębu. I aż do koń-
ca wojny co kilka dni meldował się
w słowackiej placówce w Jurgowie,
a potem wędrował do żony w Zębie. Natychmiast też włączył się w konspi-
rację AK-owską. Pod koniec okupacji gestapo zorientowało się w tej działal-
ności i zaczęło poszukiwać go na Podhalu Po zakończeniu działań wojennych
Plucińscy wrócili do szkoły już w powiększonym składzie rodzinnym, gdyż
w 1942 roku urodziła się im córka. Znów, jak przed wojną, rozpoczęła się pra-
ca pedagogiczna i społeczna, czyli służba mieszkańcom Zębu. Ojciec rzucił się
w wir zajęć gospodarczych i inwestycyjnych (założenie wodociągu, radiofo-
nizacja wsi, założenie urzędu pocztowego – żadna inicjatywa nie mogła obyć
się bez jego udziału) a mama w pomoc medyczną. Zazwyczaj chory lub pora-
niony (cóż, góralskie wesela i odpusty...) przychodził, lub był przywożony do
szkoły gdzie otrzymywał pierwszą pomoc, a dopiero potem trafiał do szpita-
la. Nieco inaczej wyglądała sprawa słynnego przemytnika z Kościelisk. Pod
osłoną nocy przyprowadzonego go do nas, postrzelonego przy przekraczaniu
granicy. Tu już nie mogło być mowy o ratunku w szpitalu i musiał polegać na
umiejętnościach Plucińskiej. Przez wiele lat moja matka była jedyną osobą
w promieniu kilku wsi, która umiała robić zastrzyki – nawiasem mówiąc umie-
jętność tę wypraktykowała na własnym mężu. Pamiętam gotujące się stale
strzykawki w sterylizatorze stojącym na elektrycznej kuchence.
Zupełnie inny, bardzo dla mnie osobisty rozdział stanowiły najcudowniej-
sze wakacje, które spędzałam w Jurgowie, w domu rodzinnym ojca. Na ojco-
wiźnie została najstarsza siostra ojca – Werona. Tato zawoził nas tam swoim
ciężkim wojskowym motorem (o ile ten był na chodzie, ale rzadko to się zda-
rzało) lub tuptaliśmy na nogach z Bukowiny lub z Białki. Dla mnie ogrom-
nym przeżyciem było przejście obok osiedla cygańskiego w Czarnej Górze.
Potwornie się bałam, a ojciec zwykle zatrzymywał się na rozmowy ze zna-
jomymi Cyganami.
Jurgów był dla mnie miejscem absolutnie magicznym. Cudowna Biał-
ka, prawdziwa rzeka ( w Zębie były tylko potoczki w lesie), spacery, zbiera-
nie poziomek i grzybów w nadbiałczańskich „gojach”, wyprawy Pod Okólne
Na obozie u Ciotki Werony w Jurgowie. Od lewej: ks. ludwik Mizera -
proboszcz zębiański, Zofia Plucińska, na masce samochodu Jadwiga Plucińska,
sąsiad Tomek i Ciotka Werona - siostra ojca - Mondlakowa, przed samochodem
Halinka od Kowola - sąsiadka, Rok 1960