background image
„Na Spiszu” nr 4 (65) 2007 r.
40
lub ku granicy, pomoc w pracach w polu przy sianoko-
sach na ciotczynych „fałatkach”, a wieczorami posiady.
Przychodzili sąsiedzi i do późna w noc trwały rozmowy
i wspominki, znajomi zawsze chcieli „pougwarzować”
z Zębiankami. Ciotka Werona śpiewała mojej matce:
„Bratowo, bratowo, jo ci brata dała
a tyś mi za niego nie podziękowała”
Spiskie zwyczaje miały szczególną oprawę. Na przy-
kład do tradycyjnego stroju ślubnego panny młodej (prze-
łom XIX i XX w.) należała „kanafoska” potem „burka”.
Głowę wieńczyła „koronka” (wianek). Do niej przycze-
piona była „tkonka” (sztywny papier z naklejonymi ko-
lorowymi taśmami – wstążkami o długości 1 m). Wianek
z kwiatów sztucznych (specjalnie kupowany na tę oko-
liczność w „mieście” – Nowym Targu u Żyda Tafta lub
Zygiera) był zwieńczony „wiyńcem” z „trzepiotek” na
„wontrysie” (wontrys – cienkie druciki splecione ze sobą
a do nich nawleczone inne stojące druciki tzw. wontrys a
na nich kolorowe, błyszczące cekiny - paciorki). Wiyniec
o średnicy ok. 5 cm (z trzepiotek na wontrysie) był wpina-
ny spinkami do włosów, do warkocza (wyglądał tak, jak
wieniec na głowie u pawia – wspominają starzy miesz-
kańcy wsi). Która panna była „przesponka” (szła w ciąży
do ślubu), nie mogła mieć „wiyńca z trzepiotek” na gło-
wie. Niejednokrotnie starsze kobiety zbierały się i taką
dziewczynę „zacepiły” (tzn. warkocze owinęły koło gło-
wy) i nie pozwoliły jej iść do ślubu w „wiyńcu”.
Po urodzeniu dziecka, kobieta chcąc uczestniczyć
w nabożeństwach mszy świętej – szła na wywód (błogo-
sławieństwo matki). Ksiądz wychodził przed nią do furt-
ki kościelnej ze świecą, odmawiał stosowne modlitwy
i wprowadzał ją z dzieckiem do kościoła przed ołtarz. Tam
odbywała się dalsza część obrządku tj. modlitwa mat-
ki i błogosławieństwo. Następnie kobieta szła w ofierze
z dzieckiem na ręku poza ołtarz.
Ciekawą tradycją spotykaną jeszcze na Spiszu są od-
wiedziny młodej matki po porodzie. Przychodziły wów-
czas kobiety z rodziny i z sąsiedztwa z tzw. „radośni-
kiem”. Częstowano je wówczas bryndzą, jajecznicą itp.
Po chrzcinach przynoszono „babe z kakao i cynamonem”
(tj. upieczone ciasto drożdżowe posypane cynamonem
z kakao i zawinięte w rulon).
Obecnie do poduszki (becika) daje się pieniądze
a wówczas do „wewionsku” (poduszeczka – becik) nie
dawano specjalnie nic.
Zofia Łukasz
Gdy dziś wspominam tamte czasy, widzę jak tamtej-
si ludzie bardzo lubili moją matkę, chociaż zawsze na-
zywali ją „Panią z Krakowa”, mama również bardzo ich
kochała. Po jakimś miesiącu przyjeżdżał ojciec i zabie-
rał nas do Zębu.
W 1963 roku zmarł „Chłopiec z Jurgowa” i został
pochowany na cmentarzu w Zębie. Mama przeżyła go
o 24 lata. Zawsze żyła trochę w jego cieniu. Wypieszczo-
na Krakowianka przez 30 lat trwała wiernie obok niego
w surowym, wiejskim, góralskim środowisku, wspierając
go swymi radami, oczekując wieczorami a nieraz nocami
na jego powroty z zebrań, spotkań i wypraw górskich. Po
jego śmierci jeszcze przez trzy lata pełniła funkcję kierow-
nika szkoły, z której zrezygnowała w 1966 roku ze wzglę-
du na stan zdrowia, nadal jednak aż do 1971 roku uczyła
w zębiańskiej szkole. Nowa kierowniczka, mimo że mia-
ła dom w Zębie, zażądała by mama opuściła służbowe
mieszkanie, toteż ostatnie lata zamieszkiwała w jednym
z wiejskich domów. Pod koniec życia wróciła do swego
ukochanego Krakowa i zamieszkała u córki. Już w Kra-
kowie została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orde-
ru Odrodzenia Polski. Zmarła 8 października 1987 roku.
Pochowana została w grobie rodzinnym na cmentarzu Ra-
kowickim. Złotą odznakę „Za Zasługi dla Zakopanego”
delegacja z Zębu przywiozła na jej pogrzeb.
W tym roku mija 20 lat od jej śmierci.
Lesie mój, lesie mój!
Ej mój lesie zielony
Ftoz cie ozweseli
Ej! Kie jo ozeniony
tekst i foto Jadwiga Plucińska
Zofia Plucińska, już mieszkając w Krakowie,
lata siedemdziesiąte
Ślub i becikowe
w Krempachach