background image
„Na Spiszu” nr 4 (65) 2007 r.
6
Znam dobrze gwarę tak Podhala jak i Spisza więc było
dla mnie jasne, że Derenczanie przyszli z tych właśnie oko-
lic, tylko skąd dokładnie?
Zupełnie przypadkiem dowiedziałam się, że w Białce Ta-
trzańskiej są Remiasze, a jest to nazwisko które bodaj najczę-
ściej występowało na Derenku. Rozmawiałam o tym z preze-
sem Związku Polskiego Spisza, Jankiem Budzem. Powiedział
mi, że i u nich w Czarnej Górze są Remiasze, drugie nazwi-
sko które występowało tu i tu to Gogole (na Węgrzech pisa-
ne Gogolya), są Bembenki, a w Derenku byli Bubenki. Za-
żartowałam, że w przyszłym roku pojedziemy na odpust, któ-
ry odbywa się corocznie w miejscu nieistniejącej wsi. Wtedy
Janek zapytał, dlaczego dopiero w przyszłym roku, „jedzie-
my w tym”. Tak to zaczęła się akcja montowania wyjazdu,
a czasu było bardzo mało. Janek Budz załatwił kilkunasto-
osobowy bus, będący własnością Józefa Remiasza. Czyli je-
chał Józef Remiasz do Tibora Remiasza, szefującego deren-
czańskim Polakom, historyka badającego dzieje ludności za-
mieszkującej od 1717 roku Derenk. Rozesłano wici po naj-
bliższej okolicy zwołujące zainteresowanych wyjazdem. Po-
jechało 17 osób. Poszły e-maile do węgierskiego Remiasza,
aby poradził gdzie można zanocować przed odpustową nie-
dzielą, która w tym roku wypadała 22 lipca. Tibor zaprosił
nas do swojej gospody znajdującej się w Jabloncy, 3 kilome-
try w linii prostej od Derenku, ale znajdującej się już w gra-
nicach Słowacji, 23 km od Rożniawy. Jablonca określana jest
jako „szintiszte magyar falu”, czyli czysto węgierska wieś. Na
dzień odpustu granica między Słowacją a Węgrami dla piel-
grzymujących do Derenku na tym odcinku została otwarta.
Tak więc zaopatrzeni w oscypki i inne podarki, rano 21 lip-
ca z placu przed białczańskim kościołem świętych Szymona
i Judy Tadeusza (takie samo wezwanie nosił kościół na De-
renku) ruszyliśmy ku słowackiej granicy. Szef naszej grupy
zadbał też o naukową oprawę wycieczki. Stanowili ją pano-
wie: Marek Gotkiewicz junior, historyk, syn Mariana Gotkie-
wicza badacza zarobkowej migracji ludności góralskiej, Ma-
rek Skawiński, geograf i Janusz Kamocki, etnograf, badacz
polskich społeczności żyjących na obczyźnie. Prasę repre-
zentował red. Ryszard Remiszewski – autor cotygodniowe-
go cyklu reporterskiego „Wędrówki niecodzienne” umiesz-
czanego w podhalańskiej wersji „Dziennika Polskiego”. Biał-
kę Tatrzańską reprezentował Eugeniusz Gogola, były sołtys
tej miejscowości, a Czarną Górę Jan Budz – prezes Związ-
ku Polskiego Spisza i członek redakcji „Na Spiszu”. Gwiaz-
dą wyprawy była Ludwinka Goryl, żywa kronika Białki, je-
dyna ubrana po góralsku, co na odpuście w Derenku wywo-
ływało wielką sensację. W skład grupy wchodziło też nauczy-
cielstwo ze Spisza, rodziny i przyjaciele organizatorów wy-
prawy oraz autorka niniejszego tekstu.
Trasa wiodła przez Jurgów, Podspady, Zdziar, Kieżmark.
Pierwszym przystankiem był Spiski Czwartek. Zwiedziliśmy
gotycki obronny kościół świętego Władysława z końca XIII
wieku, do którego w XV wieku dobudowano kaplicę węgier-
skiego rodu Zapolyów, uchodzącą za perłę architektury go-
tyckiej Słowacji. Oprowadzał nas ksiądz Stanisław Rok – Po-
lak ze zgromadzenia OO Franciszkanów. Wraz z nim udali-
śmy się do pobliskiej Bukowinki, maleńkiej wioski w której
około 120 lat temu, wędrując „za chlebem” osiedlili się górale
z Bukowiny Tatrzańskiej. Wstępujemy do co tylko wybudo-
wanego, a właściwie odbudowanego kościoła. Poprzedni zbu-
rzyli komuniści w 1985 roku. Ksiądz Rok z ogromnym zaan-
gażowaniem opowiada o historii wsi. Mówi o strasznym cza-
sie gdy rozwalano kościół z którego pozostały tylko suteryny,
w których przez około 20 lat sprawował Mszę świętą („Sufit
miałem kilkanaście centymetrów nad głową”). Jak tylko ko-
muna upadła, postanowiono odbudować świątynię, co udało
się dzięki upartym góralom. Warto to miejsce odwiedzić pod-
czas wędrówek na Słowację. Na nagrobkach znajdujących się
na otaczającym kościół cmentarzy polskie nazwiska: Pitorak,
Chovanec, Surówka, Dunajczan, chociaż teksty na tablicach
są pisane już po słowacku. A że powiedziano „Ojczyzna to
ziemia i groby” więc i tu mamy kawałek Polski.
Z Bukowinki pojechaliśmy do Lewoczy. Tu zwiedza-
my stare miasto, a przede wszystkim kościół farny świętego
Jakuba, stanowiący swego rodzaju muzeum średniowiecz-
nej sztuki sakralnej. Wykonany z drzewa lipowego przez mi-
strza Pawła w latach 1507 - 1517 późnogotycki ołtarz głów-
ny ma 18,6 m wysokości i jest najwyższym tego typu ołta-
rzem w świecie (ołtarz główny w kościele Mariackim w Kra-
kowie ma tylko 13 m wysokości). Podziwiamy renesansowy
ratusz – szczytowe osiągnięcie świeckiej architektury na Sło-
wacji –oraz patrycjuszowskie i mieszczańskie kamienice ota-
czające Plac Mistrza Pawła i już pędzimy, aby zobaczyć śre-
dniowieczny Zamek Spiski czyli Spiski Hrad z którego rzą-
dzili spiscy żupani. Zajmuje 4 ha powierzchni i jest jednym
z największych w Europie zrujnowanych zespołów zamko-
wych. W 1993 roku został wpisany na listę światowego dzie-
dzictwa kulturalnego przez UNESCO.
Po krótkim wypoczynku w przyparkingowej kawiaren-
ce jedziemy w kierunku Rożniawy, aby wreszcie dojechać do
Jabloncy, do której docieramy późnym popołudniem. Znaleźć
gospodę Tibora Rémiása - Samos Vendégház nie jest trud-
no, wszak wszyscy go tu znają. Jest to typowy dom węgier-
ski, przystosowany do przyjęcia turystów. Na dole bar i sala
restauracyjna, urządzone w stodole, oraz typowe dla wiej-
skiego domu mieszkanie z zachowanym starym wystrojem,
na górze pokoje gościnne. We wrotach wita nas żona Tibora,
Edina, jego samego jeszcze nie ma. Przyjeżdża tuż przed ko-
lacją i przywozi trzeci tom swej trylogii „In Memoriam De-
renk”, zawierający wypisy z kościelnych akt dotyczące naro-
dzin i chrztów mieszkańców Derenku od roku 1724. Poprzed-
nie tomy (oczywiście, od dawna już znajdujące się w naszym
posiadaniu) zawierają wypisy z ksiąg zmarłych – wszystkie
zawierające oprócz danych metrykalnych, obszerną doku-
mentację. (tom I wydany w roku 2004) i ksiąg ślubów (tom
II wydany w roku 2005). Przed kolacją wręczamy gospoda-
rzom przywiezione upominki – obydwaj Remiasze, polski
i węgierski, padają sobie w ramiona. Czyżby wreszcie Deren-
czanie znaleźli swoich krewnych?
Na kolację serwowana jest wspaniała zupa gulaszowa
(z solidną wkładką mięsną), Tibor częstuje własnego wyrobu
palinka. Panuje wspaniały nastrój. dopiero późnym wieczo-
rem udajemy się na spoczynek. Do pokojów prowadzą bardzo
strome schody, ale „cy my to nieroz nie spali na sopie”?