background image
Na Spiszu nr 2 (83) 2012 r.
25
mieszkali w domkach campingowych,
mieli do dyspozycji kajaki, rowery wod-
ne, domek „ BABA JAGA „z kuchnią
i jadalnią. Wodę do celów spożyw-
czych czerpaliśmy, poprzez filtry ste-
rylizujące, z jeziora. Dyżury „wodne”
pełniły kolejno społecznie osoby wy-
poczywające. Zaopatrzenie w produkty
żywnościowe dokonywaliśmy używa-
jąc kajaków, którymi płynęliśmy do są-
siednich wiosek i tam kupowaliśmy po-
trzebne artykuły. Mięsa nie mogliśmy
kupić, gdyż mięso było reglamento-
wane. Mięso zamawialiśmy u prywat-
nego dostawcy o nazwisku „ Cegła”.
Wyprawę „ zajeziorną” po towar orga-
nizowałem w godzinach nocnych. Do
towarzystwa zabierałem dwóch „peł-
nomocników” płynących drugim kaja-
kiem z doczepionym do niego trzecim
kajakiem. Zważony i zapłacony towar
ładowaliśmy do trzeciego kajaka, bez
załogi. Wszystkie transakcje mieli-
śmy udokumentowane i poświadczane
przez pełnomocników, bowiem po za-
kończeniu akcji letniego wypoczynku
byliśmy przez Radę Zakładową szcze-
gółowo rozliczani. Wszelkie ewentu-
alne niedobory, kierownik był zobli-
gowany pokryć z własnych środków
finansowych. Szczęśliwie nie było ta-
kiej konieczności.
W kolejnym roku funkcjonowania
Ośrodka, nasz zakład pracy zakupił
dla celów zaopatrzeniowych motocykl
Junak z boczną przyczepką, w której
mieściło się dużo produktów zakupio-
nych w okolicznych sklepach. Ale te-
raz kierownikiem Ośrodka, który był
równocześnie zaopatrzeniowcem, mógł
być ktoś, kto posiadał prawo jazdy na
motocykl. Ponadto musiał umieć pro-
wadzić ciężki motocykl po leśnej, po-
przerastanej korzeniami drodze.
Podczas corocznego uruchamia-
nia Ośrodka napotykałem na nieprze-
widziane niespodzianki. Zdarzyło się,
że mając zgodę na otwarcie Ośrodka
wydaną przez kierownika Urzędu Po-
wiatowego w Morągu, przyjechałem
z pracownikiem oddelegowanym do
pomocy, aby na polanie zajmowanej
przez nasz zakład, zmontować dom-
ki campingowe. Wynająłem furma-
na, załadowaliśmy rozmontowany do-
mek i z Żabiego Rogu przewieźliśmy
na „naszą” polanę nad Jeziorem Na-
rie. Jakież było nasze zdumienie, gdy
na polanie zobaczyliśmy rozbite liczne
obce namioty. Ochłonąwszy z wraże-
nia dowiedzieliśmy się, że namioty są
własnością PKS-u z Jeleniej Góry a bę-
dący na polanie mężczyźni to kierow-
cy firmy oddelegowani do prac zwią-
zanych z przygotowaniem miejsca do
wypoczynku pracowników PKS-u.
Kiedy dociekaliśmy jak to się stało, że
władza w Morągu na jedną polanę dała
zgodę na użytkowanie dwom przedsię-
biorstwom, okazało się, że nam zgodę
wydał starosta a im wicestarosta. W tej
sytuacji nie było ochotnego do rozstrzy-
gnięcia tego dylematu. Wobec tego całą
sprawę oparliśmy o „bufet” zaopatrzo-
ny wcześniej, / na wszelki wypadek /.
W gorącej dyskusji z pięcioma „intru-
zami”, przeszliśmy na TY. Jeleniogór-
ski szef Rady Zakładowej był skłonny
przyznać nam rację. Jednak rozstaliśmy
się bez ostatecznej decyzji. Ja z moim
pomocnikiem Władysławem Pióro, nie
zważając na dysproporcję sił 5:2, na
środku polany, zmontowaliśmy nasz
domek. Z wielką troską zabezpieczy-
łem przywiezione na rozruch pienią-
dze i położyliśmy się spać. Około go-
dziny czwartej nad ranem zbudził nas
duży ruch na polanie. Przez okienko
domku zobaczyliśmy złożone i łado-
wane na samochód namioty. W tym
momencie odczuliśmy wielką satys-
fakcję z naszego zwycięstwa w bitwie
o nasze, a nie nasze, miejsce na pola-
nie nad Jeziorem Narie. W Wytwór-
ni przygotowany transport z rzeczami
niezbędnymi do prowadzenia Ośrod-
ka mógł spokojnie wyruszyć w dro-
gę. Ja z Władkiem, już bez przeszkód,
na naszej polanie poskładaliśmy nasze
domki i z zadowoleniem oczekiwali-
śmy na przyjazd naszych pracowników.
Autor odznaczony Krzyżem kawalerskim
Odrodzenia Polski 1970
Powrót chóru „Krakowskie ECHO” z Węgier 1958 r.
Ludzie
Na Spiszu